Wywiad
O mnie » Wywiad
Rozmowa z Aleksandrą Wrześniewską, mieszkanką Pręgowa, członkinią Polskiego Związku Kynologicznego, hodowcą psów rasy bichon de frise, wilczarz iralndzki, amstaff.
- Kiedy zaczęła się Pani przygoda ze zwierzętami?
- Ze zwierzętami byłam związana od zawsze. Gdy byłam dzieckiem, rodzice wysyłali mnie na wieś, do gospodarstwa wujostwa. Kochałam wszystko, co było związane z pracą przy ziemi i zwierzętach. Nieobce były mi wykopki, żniwa czy pasienie krów. W nagrodę mogłam przesiadywać w stajni, siedzieć na kamiennym żłobie i patrzeć na odpoczywające konie. Konie były dumą mojego wujka. To on nauczył mnie szacunku i mądrej miłości do tych zwierząt.
- Czyli nie zaczęło się od hodowli psów, tylko od koni…
- W latach 70. zamieszkałam z rodzicami przy Torach Wyścigów Konnych w Sopocie. Pewnego dnia poszłam popatrzeć na pasące się stado i tak już zostałam tam na długie lata. Zainteresowałam się ujeżdżaniem, uczyłam się pasaży, piaffów, ciągów i innych ewolucji. Brałam udział w zawodach jeździeckich i statystowałam w filmie. Nauczyłam się też jak wiele można dokonać mądrą pracą, systematycznością i konsekwencją, nawet z bardzo trudnymi zwierzętami. Jednak sytuacja życiowa i wypadek zmusiły mnie do rezygnacji z tej dyscypliny sportu. I wtedy poczułam ogromną pustkę. Brakowało mi kompana do ulubionych wędrówek po lesie.
- Wtedy pojawiła się w Pani życiu suczka rasy amstaff.
- Tak, do domu zawitała Fanta, wspaniała amstaffka. Uwielbiała wysiłek, była wierna, lojalna i niesłychanie posłuszna. Chodziła do psiego przedszkola, ukończyła z najwyższymi lokatami kursy Pies Towarzysz i Pies Stróżująco-Obronny. Była niezawodna i prawie zawsze pierwsza. Została Młodzieżową Championką Polski, a potem Championką Polski i Zwyciężczynią Rasy. Urodziła kilka udanych miotów, a ja dla swej hodowli wybrałam oddający moje uczucia przydomek „Z Nieba”. Pozostała przy mnie córka Fanty – Wiktoria Su, suczka niezwykłej urody i niespotykanej łagodności. Wystawiana przez kilka lat, zawsze plasowała się w czołówce. Zdobyła tytuły Młodzieżowej Championki Polski, Championki Polski, Młodzieżowej Zwyciężczyni Europy i Zwyciężczyni Rasy.
- A jak trafił do Pani wilczarz irlandzki, jeden z największych psów świata?
- Któregoś dnia, kilka lat temu, będąc na wystawie, siedziałam na trawie i nagle spostrzegłam niezwykłego psa. Stał obok, patrzył przed siebie, zupełnie nie zwracał na mnie uwagi, a ja nie mogłam oderwać od niego oczu. Spokojny, dumny, o niezwykle ciepłym spojrzeniu. Tym psem był wilczarz i od tej chwili pragnęłam mieć go w domu. Moje marzenie spełniło się po kilku latach - do domu zawitała szara pręgowana wilczarzowa towarzyszka o imieniu Nuria.
- To pies olbrzym. Czy jest niebezpieczny?
- Nie, wręcz przeciwnie, to pies zrównoważony, spokojny i opanowany. Mimo solidnej postury, rodzinny, opiekuńczy, tolerancyjny i naprawdę delikatny wobec dzieci. Potrzebuje bliskiego kontaktu z właścicielem, jest lojalny, posłuszny i wyjątkowo przywiązany. Ma wrażliwą naturę, doskonałą pamięć i łatwo się podporządkowuje. W kontaktach z ludźmi jest otwarty i łagodny. Wilczarz to pies, którego szukałam i od którego się uzależniłam.
- W Pani hodowli królują jednak bichonki, jest ich najwięcej.
- Te małe, białe pieski rządzą całym domem, ale robią to z kolosalnym wdziękiem. Sprowadziłam je do domu, bo zafascynowała mnie ich niebanalna uroda i charakter. Mają pogodne usposobienie, nigdy nie tracą dobrego humoru i skutecznie potrafią rozproszyć smutki swej pani lub pana. Czułe, wesołe, mądre i uczuciowe, są świetnymi psami do towarzystwa. Po przybyciu do domu szybko udaje im się zawładnąć domownikami, jeśli ci okażą zbytnią pobłażliwość. Dlatego, mimo słodkiego i niewinnego wyglądu, bichon nie może wychowywać się w przekonaniu, że świat kręci się wokół niego. Łatwo daje się wychować, więc bez kłopotu przyswoi sobie podstawowe zasady savoir-vivre’u. Są to psy ciekawe z natury, co nie zawsze wychodzi im na zdrowie. Mają reputację uciekinierów i rzeczywiście zdarza im się brać nogi za pas, by posmakować pełni życia na wolności. Ale wiedzione wielkim przywiązaniem do pana, szybko wracają do jego towarzystwa.
- Hoduje Pani bichony de frise, ale sama nazwa bichon dotyczy kilku ras.
- Pod nazwą bichon zgrupowano mniej lub bardziej długowłose psy miniaturowe, które od czasów klasycznego Średniowiecza we wszystkich krajach basenu Morza Śródziemnego znane były jako towarzysze pań z wyższych sfer. Miękki włos psa może być gładki, falisty lub kędzierzawy i w zależności od rodzaju włosa wyróżniamy sześć różnych ras. To: mal maltańczyk, bolończyk, hawańczyk, bichon frise (zwany także bichon teneriffe), cotton de tulear i lwi piesek (bichon petit chien-lion). Wspólną cechą wszystkich tych ras są: niewielkie rozmiary (wysokość w kłębie nie powinna przekraczać 30 cm), mniej lub bardziej kwadratowa sylwetka, miękki, najczęściej biały włos, stosunkowo szeroka i lekko wysklepiona czaszka, zawsze czarne lusterko nosa, czarne brzegi warg i czarne obwódki oczu. Wzorzec wymaga również silnego zgryzu nożycowego, wysoko osadzone uszy są pokryte gęstym włosem i zwisają po bokach głowy, a wysoko osadzony ogon jest zakręcony lub położony na grzbiecie.
- Jaka jest historia pochodzenia tych psów?
- Bichon bez wątpienia powstał w basenie Morza Śródziemnego, nie wiadomo jednak, gdzie dokładnie to się stało. Najlepiej obrazuje to historia maltańczyka. Posążki odnalezione w grobowcu faraona Ramzesa II świadczą o prawdopodobnej obecności tego małego pieska na dworze egipskim, począwszy od XIV wieku przed naszą erą. O jego istnieniu, posługując się nazwą „cane meltinense”, wspomina w swoich pracach Arystoteles (384-322 p.n.e.) oraz Kimon, który opisał małe jedwabiste pieski towarzyszące Sabarytom podczas kąpieli w łaźni. Według dość rozpowszechnionej teorii nazwa psa związana jest z Maltą, wyspą leżącą na Morzu Śródziemnym, skąd miał się on dostać do Włoch. Inna hipoteza głosi, że przymiotnik „maltański” pochodzi od semickiego słowa „malat”, oznaczającego schronienie lub port. Ten bezpieczny azyl znajdował się w wielu miejscach Morza Śródziemnego, w tym także na Malcie. Tak więc przodkowie dzisiejszego maltańczyka żyli w portach i nadmorskich miastach w środkowej części basenu Morza Śródziemnego, z zapałem tępiąc szczury i myszy gnieżdżące się w magazynach portowych i ładowniach statków. Z upływem wieków maltańczyk zapomniał o łowach na gryzonie i nabrał mieszczańskich nawyków. Stał się psem do towarzystwa, szczególnie cenionym w kręgach arystokracji. Tymczasem biszon kędzierzawy (bichon frisé) powstał z krzyżówek maltańczyka z pudlem. Długo uchodził za rasę hiszpańską, był bardzo hołubiony na królewskim dworze, automatycznie przypisano mu hiszpańskie obywatelstwo, a także nazwę bichona z Teneryfy, wchodzącej w skład królestwa Hiszpanii. Ten uroczy piesek o skręconych jak korkociąg włosach już za panowania Franciszka I de Valois (1494-1547) znalazł się we Francji i od razu został królewskim faworytem. Jego loczki musiały się bardzo podobać, skoro od nazwy „bichon” utworzono francuski czasownik „bichonner”, co oznacza fryzować włosy. Ale cóż, gusta są zmienne. Po okresie wielkiego powodzenia bichon frisé popadł w zapomnienie, niemal całkowicie. Zniknąłby zupełnie, gdyby nie belgijski hodowca, który w latach dwudziestych ubiegłego wieku postanowił uratować rasę.
- A kiedy zaczęły powstawać kluby zrzeszające miłośników psów?
- W XIX wieku. Początkowo należeli do nich tylko właściciele i hodowcy psów myśliwskich. Pierwszą wystawę psów rasowych zorganizowano w Anglii, w Newcastle w 1859 roku, na kontynencie zaś cztery lata później w Hamburgu. Od tamtej pory psiarstwo, rozumiane zarówno jako nauka o psach, jak i hodowla, nazywa się kynologią. Na początku XX wieku silne organizacje kynologiczne istniały już w wielu krajach, a w 1911 roku zrzeszyły się w Międzynarodowej Organizacji Kynologicznej z siedzibą w Belgii.
- Polska również przystąpiła do tej organizacji?
- W Polsce pierwsze organizacje kynologiczne zaczęły powstawać tuż po odzyskaniu niepodległości. Do międzynarodowej organizacji mieliśmy przystąpić w 1939 roku, ale proces ten przerwał wybuch wojny, która tragicznie wpłynęła na młodą polską kynologię. Wojnę przetrwało bardzo niewiele psów rasowych, a po wojnie okazało się, że nie będzie łatwiej. Wprawdzie kynolodzy szybko się skrzyknęli, ale natrafili na opór władz. Rasowy pies, jako atrybut pańskości, był klasowo równie podejrzany jak rasowa hrabianka. Na szczęście byli hodowcy uparcie pracujący nad zachowaniem rasowości. Gdyby nie oni, polskie psy rasowe szybko by wyginęły.
- Czym przede wszystkim zajmuje się Związek Kynologiczny?
- Prowadzi księgi rodowodowe dla wszystkich zarejestrowanych psów w Polsce. Kupując psa rasowego, otrzymujemy metryczkę, w której zapisano dane szczeniaka i jego rodziców. Złożywszy metryczkę w lokalnym oddziale związku, otrzymujemy na jej podstawie trzypokoleniowy rodowód psa. Zwierzęta zarejestrowane w związku mogą brać udział w wystawach organizowanych w Polsce i na świecie. Po spełnieniu odpowiednich warunków mogą zostać dopuszczone do hodowli i wydać rodowodowe potomstwo. Możliwości diagnostyczne współczesnej medycyny weterynaryjnej są tak duże, że pozwalają wyeliminować z hodowli nie tylko psy ewidentnie chore, ale również te, które przekazują wady swemu potomstwu. Związek dba o zgodny ze wzorcem wygląd psów, o ich zdrowie i charakter. Tymczasem związki kynologiczne poszczególnych krajów propagują rodzime rasy, traktując je jako część dziedzictwa kulturowego narodu. Polska może się poszczycić kilkoma rodzimymi rasami, np. białym owczarkiem podhalańskim, kosmatym owczarkiem nizinnym, ogarem myśliwskim, gończym polskim lub chartem polskim.
- Związki kynologiczne organizują różnego rodzaju wystawy. Jak wygląda ich przebieg?
- Są to wystawy rozmaitej rangi; klubowe, dla jednej lub kilku ras, krajowe i międzynarodowe, które gromadzą wystawców z całego świata. Psy oceniane są przez sędziów kynologicznych, którzy uczą się tej sztuki przez długie lata i muszą zdać rozliczne egzaminy. Ocena sędziego jest niepodważalna i nie podlega rewizjom. Odbywa się na wyznaczonych dla każdej rasy ringach, w stosownych do wieku i tytułu klasach. Wystawianie psa jest nie lada sztuką. Zwierzę musi być nie tylko ładne, ale też dobrze przygotowane i zaprezentowane. Musi się odpowiednio zachowywać - psy nieopanowane, nadmiernie agresywne lub tchórzliwe trzeba usuwać z ringu. Pamiętajmy jednak, że sukces na wystawie to oczywiście ogromna radość, ale trwająca parę minut. Tymczasem w domu pies towarzyszy nam 24 godziny na dobę, przez kilkanaście lat. Dlatego o wiele ważniejsze jest, aby był kochany, niż wzorcowo piękny.
- Dziękujemy za rozmowę.